
Rozpalanie ogniska/ognia w terenie, na wycieczce, wypadzie, wyprawie.
Sprzyjająca pogoda, i nie tylko ta letnia, kusi nas do wyjazdu poza miasto. Wszystko spakowane-grill, kuchenka gazowa bez zapalarki, rozpałka-podpałka, garnki i wsady do nich. Zapomnieliśmy o jednym, ważnym i bardzo potrzebnym "ustrojstwie"-zapomnieliśmy z a p a ł e k. No może się zdarzyć każdemu :) Możemy rozpalić, ku zdziwieniu i zaskoczeniu (może warto) rodziny i znajomych ogień używając łuku ogniowego lub krzesząc iskry krzemieniami lub użyć butelki z wodą jako soczewki skupiającej promienie słoneczne. Można, ale można też mieć na stałe zainstalowane w samochodzie "coś" czym rozpalimy ogień/ognisko/grilla.
Jak widać na zdjęciu przy kluczykach samochodowych mam przypiętą tzw wieczną zapałkę - co jak co ale kluczyków, czy to samochodowych czy do motoru czy zamknięcia blokady roweru, na wyjazd nie zapomnimy. To jest pierwsze ale.... nie jedyne "zabezpieczenie" w walce o ogień.
Mam też, wraz z fajną rozpałką, zapałki sztormowe schowane w wodoodpornym pudełeczku.
O krzesiwach w dwóch opcjach, bransoletka i luzem, nie wspomnę. Palacze w zasadzie nie zapominają o zapałkach/zapalniczkach. No chyba, że na czas wyjazdu postanawiają nie puszczać dymka.
Ciekawą opcją/gadżetem jest solarna "zapalniczka". Tylko ograniczeniem zastosowania jest świecące Słońce.
Piesi turyści z racji ograniczenia noszonego ciężaru, czym mniej wszystko waży, tym lepiej zmuszeni są do zabezpieczenia ogniowego w specjalny sposób. Sposobem tym jest brak sklerozy.
Nie podnoszę tu survivalowego rozpalania ognia, jest ich sporo oj sporo.
Zamiast się prosić, wolę nosić/wozić.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie