
WST Sokółka Challenge backstage
Jaki tu spokój, na na na na... Łażę z kąta w kąt, próbując zwalczyć senność. Nic się nie dzieje, na na na na... Wspomnienia o WST Sokółka 1200 Challenge są jeszcze ciepłe, ale to już tylko wspomnienia. Siłą rozpędu naskrobałam jeszcze relację. I co dalej? No właśnie nic. Jaki tu spokój, na na na na... Adrenalina puściła, wysokie obroty spadły niemal do zera. Aż trudno mi uwierzyć, że to już po wszystkim. Strasznie szybko minęły te ostatnie dwa miesiące. Nic się nie dzieje, na na na na...
Początek lipca. Właśnie wróciłam z Nocy Kormorana i jestem strasznie nakręcona rajdowo. Dzwoni Lightbless: "Fergie, a może chciałabyś trochę pomóc przy Sokółce?" No kurde, co za pytanie! Jasne, że bym chciała! Określenie moich zadań było proste - skoro lubię pisać, to będę pisać. "Mrocznie ma być. I żeby logo było" - takie wytyczne dostaję od Pana Komandora co do pierwszego artykułu zapowiadającego WST Sokółka 1200 Challenge. Mówisz, masz: http://www.wterenie.pl/4x4,wst-sokolka-1200-challenge-iv-runda-polskiej-ligi-przeprawowej-2013,1061. Kolejna kwestia to rozesłać to na wszelkie możliwe portale offroadowe. Raz-dwa i tekst jest wszędzie. Och, żeby zawsze praca PRowca była taka łatwa i przyjemna! - myślę sobie. "Fergie, tekst dałem na główną, z bannerkiem i założyłem Ci bloga" - napisał do mnie Sławek z wterenie.pl. O jasny gwint, to się nie dzieje naprawdę! Toż to PRowy raj! Rozpływam się z radości i od razu postanawiam przetestować bloga: http://www.wterenie.pl/4x4,numerki-jak-cieple-buleczki,1063, http://www.wterenie.pl/4x4,dont-shoot-paramedic,1064.
Kolejne dni to kolejne artykuły, kolejni patroni medialni, kolejne pomysły, gdzie by tu jeszcze i w jaki sposób zareklamować rajd. Od komputera i telefonu praktycznie się nie odrywam. W wolnych chwilach szukam pracy. I gdzieśtam jeszcze pomiędzy tym wszystkim udaje mi się skrobnąć relację z Nocy Kormorana. Przestają mi działać niektóre literki na klawiaturze. A tu jeszcze rodzi się pomysł wsparcia dużej miejskiej imprezy o część offroadową. Oczywiście to wyzwanie podejmuję. Telefony, maile, spotkania, umowy, artykuły, oferty itp., itd. Praktycznie co weekend także sędziowanie na rajdach płaskich. Fiuuu, kumulacja! Śpię po 3-4 godziny dziennie, nerwów masa, a roboty tyle, że muszę sama sobie układać grafik. Ale lubię to! Takie życie na pełnych obrotach to jest to!
Oddech łapię podczas wyjazdów do Sokółki. W busie do i z Warszawy można się spokojnie kimnąć, a podlaskie pejzaże koją nerwy. No i można się bezstresowo urżnąć w trupa. Choć wymówki Panów Organizatorów z tego tytułu są wcale nie łagodniejsze niż w domu. Ale trzeba w sumie przyznać, że lekko to oni ze mną nie mają. I pewnie gdyby nie to, że jakiś biznes mieli w tym, żebym z nimi jeździła do Sokółki, to by mnie nie zabierali. A zabierali. Pierwszy raz pojechaliśmy w trzyosobowym składzie – Lightbless, Long i ja. Odwiedziliśmy sponsorów i na chwilę wyskoczyliśmy na trasę, aby cyknąć kilka słitfoci podlaskich pejzaży do artykułu dla załóg turystycznych, które mogły trochę odstraszyć wizje upiornej Sokółki. Kilka godzin i powrót do domu. A kopa do pracy i do życia w ogóle na dobry tydzień. A wręcz do kolejnego wyjazdu. Czyli do połowy sierpnia, kiedy to pojechaliśmy układać trasę. Taki w każdym razie był plan. Tym razem z Olsztyna zabrał mnie Czarny.
W Sokółce czekali na nas Ignacy i Lightbless. Jak na offroadowców przystało, ani Czarny, ani ja nie pomyśleliśmy o wytyczeniu trasy do Sokółki. W efekcie totalnie tę trasę pochrzaniliśmy i dotarliśmy o jakieś dwie godziny później niż było to w planach. Na dodatek lało. Na dodatek synek Ignaca, Kubuś, chciał na ryby. No więc pojechaliśmy na ryby. Rybka lubi pływać, więc czekanie na potwora z głębin umilaliśmy sobie wodą procentową pitą z… nakładki na hak holowniczy. Innym z wynalazków był kijek na kiełbaski z ogniska w postaci anteny od CB. Rybka chyba doceniła tę kreatywność, bo w pewnym momencie wędka Ignacego zaczęła się porządnie giąć. Okazało się, że na haczyku rzeczywiście siedział potwór – niemal półtorametrowy sum! Zeżarliśmy gadzinę następnego dnia, a po tej uczcie Lightbless i ja pojechaliśmy do Gródka, aby na Wschodnich Bezdrożach nieść wieść o WST Sokółka 1200 Challenge.
Wieść poniosła się sama, Lightblessa poniósł Szerszeń, a mnie poniosła ułańska fantazja podróżowania Wesołym Autobusem: http://www.wterenie.pl/4x4,wesoly-autobus-przez-wschodnie-bezdroza-mknie,1126. Finalnie na początku września udało nam się natomiast odbyć podróż w celu ułożenia trasy WST Sokółka 1200 Challenge. Roadbook na etap nocny gotowy. Trasa dzienna będzie zbieżna z trasą wytyczoną niegdyś przez Ignaca, więc wystarczy ją przerysować. No, jesteśmy już bliżej niż dalej. Ufff.
Skoro najważniejszą część rajdu mamy z głowy, to można się zająć innymi ważnymi kwestiami. Czas zamówić puchary, dyplomy, nalepy i inne gadżety, które wykona dla nas sokólska agencja reklamowa. Dziwię się, że nas stamtąd nie wyrzucili, bo oprócz tego, że żeśmy się wyzywali od Jadwig, Zofii i Stefanów, to spędziliśmy tam chyba z godzinę, wymyślając co dziwniejsze rozwiązania. Nic dziwnego, że później dzwoniąc w sprawie zamówienia i mówiąc, że „o ten rajd chodzi”, usłyszałam w słuchawce cichy chichot, a potem „tak, tak, kojarzę. Niemniej współpraca z tą agencją była wręcz doskonała. Błyskawicznie reagowali na każde nasze kolejne zamówienie do wykonania „na wczoraj”. „Na jutro” z kolei ja miałam przygotować teksty na puchary i dyplomy. Jako że powrót z Sokółki przedłużył mi się o nieplanowane dwie godziny siedzenia w Warszawie pod Pałacem Kultury, to w tych sprzyjających okolicznościach przyrody owe teksty naskrobałam, uzyskując od razu akceptację Pana Komandora.
Trasa gotowa. Gadżety prawie gotowe. Reklamy wszędzie mnóstwo. Tylko lista zgłoszeń, a tym bardziej lista startowa jakoś nie chce się zapełniać. Trzeba zatem trochę ludzi pogonić: http://www.wterenie.pl/4x4,tik-tak-sokolka-challenge,1133. Atak bombowy kieruję na wszelkie możliwe fora offrodowe, Fejsbuki i gdzie tam się tylko da. Jakoś się jednak mało kto wystraszył. Skoro kij nie działa, to trzeba zastosować marchewkę: http://www.wterenie.pl/4x4,wst-sokolka-1200-challenge-final-countdown,1158. Nie od dziś jednak wiadomo, że reklama nie działa tak dobrze, jak marketing szeptany, trzeba zatem indywidualnie poszeptać poszczególnym załogom, że to już czas. Tu mi się przydało doświadczenie w pracy w call center, bo inaczej bym chyba nie zniosła całodniowego wiszenia na telefonie w roli firmy windykacyjnej. No, nareszcie jakiś ruch na listach! Jest dobrze!
Czekając już na ostatnie zgłoszenia i wpłaty jedziemy na finalną wycieczkę do Sokółki. We wtorek Ignac, Lightbless i ja na spokojnie objeżdżamy urzędy i przygotowujemy finalną wersję roadbooka. Komandor postanowił kreatywnie ponazywać próby – obrazkami. Kółeczko, kwadracik, rombik,,, „Fergie, jak jeszcze można nazwać?” „Może zajączek?”- rzucam z niekrytą szyderą, I proszę, w roadbooku pojawia się próba „Zajączek”. W następne kratki trafia świnka, jabłuszko, sosenka. Już słyszę te telefony od zawodników: „Wkleiłem się na Myszce”, he he he… W środę dobija do nas Czarny, a wieczorem, już w trakcie taśmowania i wieszania pieczątek, z odsieczą przybywa Long. Niewiele udało się zrobić. No ale jeszcze jest przecież czwartek i kawałek piątku. W czwartek znów nam dnia zabrakło. Nie jest dobrze. Zaczynam mieć obawy, że rajd się zacznie, a chłopaki dalej będą wieszać pieczątki. Oni chyba też już przestają wierzyć, że się ze wszystkim wyrobią. No cóż, trzeba spiąć tyłki, podzielić zadania i jechać z tym koksem. I panowie w piątek o świcie pojechali. Ja zostaję organizuję druk i bindowanie raodbooków, a następnie rozkładam kramik, czyli biuro rajdu. Zaczynają się zjeżdżać sędziowie i załogi, a chłopaki nadal w lesie. Nerwowo patrzę na zegarek. No, jak ten rajd wyjdzie, to będzie święto. Tuż przed honorowym startem organizatorzy są już w komplecie, załogi prawie w komplecie.
Czekam na spóźnialskich już z lekkim sercem. Ufff, udało się… O tym, że faktycznie się udało, możecie przeczytać sobie tu: http://www.terenowo.pl/extreme/inne/2655-wst-sokoka-1200-challenge-2013-sekcja-zwok.html, albo tu: http://www.expedycja.pl/artykul/2117,prosektorium---wst-sokolka-1200-challenge/, jak kto woli, to także tu: http://rajdy4x4.pl/index.php/ida/268/?aktualnoscID=6374&p=1.
Sam rajd to już tylko wisienka na torcie tej całej ganianiny, nerwów, ale i kupy radości. Moje podsumowanie całych dwóch miesięcy pracy przy WST Sokółka 1200 Challenge można zamknąć w kilku słowach: natychmiast, kawa, komputer, telefon. I uśmiech, duuuuużo uśmiechu. I cudowne Podlasie, i cudowni ludzie. Mimo, że jestem bezrobotna, to były dla mnie wyjątkowo pracowite wakacje. I wyjątkowo udane. Wielkie dzięki, Lightbless, Czarny, Long!
Jaki tu spokój, na na na na… Nie mogę się otrząsnąć z tego, że to już po wszystkim. Adrenalina opadła, a wraz z nią cała energia. Nic się nie dzieje, na na na na…
To kiedy teraz jakiś rajd?
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie