Reklama

VII Bałtowskie Bezdroża - relacja

25/10/2012 08:21
VII Bałtowskie Bezdroża - relacja

Długo się zastanawialiśmy czy jechać. Mamy całkiem blisko, ale nasza dyskoteka to auto na wyjazdy, podróże i wyprawy , nie offroadowe upalanie. Przysłowiową kropką nad i przy podjęciu decyzji o starcie jest telefon od przyjaciół i informacja, że oni są już na liście startowej i nie ma opcji żeby nas zabrakło. Zdjąłem więc bagażnik dachowy, odkręciłem progi, wybebeszyłem niepotrzebne graty z bagażnika i… jedziemy. W sumie zebraliśmy się w grupę 4 samochodów i postanowieniem, że powalczymy w klasie turystycznej. Napis www.scarabteam.pl na samochodzie zobowiązuje ;)

Na VII Bałtowskie Bezdroża docieramy z małym opóźnieniem. Małe, ale na tyle duże, że spóźniliśmy się na start do prologu. Nie ma ciśnienia, zarówno prolog, jak i wieczorny przejazd nie liczy się w naszej klasie do klasyfikacji generalnej. Na spokojnie więc kleimy nalepy, meldujemy się sędziom, załatwiamy badania kontrolne i plombujemy samochody. Gdy już mocno się ściemniło ekipa jest gotowa do startu – trzy Land Rovery Discovery, oraz rodzynek, czyli Patrol Y60.

Kolejki na nocnym odcinku makabryczne. Pomysł z wypuszczeniem wszystkich zawodników jeden za drugim nie był najlepszym pomysłem. Mimo, że wystartowaliśmy na samym końcu, ponad 1,5h czekamy by zaatakować 1 pieczątkę. Ale w końcu cierpliwości stało się zadość i podbijamy zawieszoną na drzewie śrubę na karcie. Dla sportu podbijamy również pieczątkę klasy Turystyk-Wyczyn i śmigamy dalej. Na szczęście kolejka mocno się przerzedziła, nie wiemy czy ludziom znudziło się czekanie, zgubili się w lesie, czy tak sprawnie podążyli do kolejnej pieczątki, ale przy dwójce jest dużo luźniej. Podbijamy dwójkę naszą i oczywiście TW. Z trójką idzie jeszcze szybciej i po godz. 23 meldujemy się w naszej agroturystyce. Teraz szybkie rozpakowanie rzeczy, opracowanie strategii na sobotni odcinek, mała integracja i spać.

Rano meldujemy się o czasie w bazie rajdu i czekamy na sygnał startu. Oczywiście ponownie startujemy z samego końca. Ma to swoje plusy, będziemy mieli wszystkich na oku. W naszej klasie startuje 31 samochodów, same patrole, samuraje, vitary i pajero. Tylko u nas 3 LR-y ;)
Dojazdówka jest kapitalna, prowadzi przez las i wąwozy, takie typowe, szybkie partie. Śmigamy tylko się kurzy. Do czasu.. przy pierwszej pieczątce kolejka na 1,5km. Zapada decyzja, że omijamy wszystkich i pędzimy na kolejną pieczątkę. Szkoda czasu na stanie w kolejce, a ORG mówił, że trasa jest długa i wymagająca. Jak będzie czas, wrócimy po nią.
Po kilkunastu minutach lądujemy przy pieczęci nr 3. Nawet wymagająca, na stromym (jak na disco) trawersiku i blisko dość drzewa. Podbijamy wszyscy po kolei i jedziemy dalej. Kolejne są znacznie prostsze. Więcej kłopotów sprawia nam wyszukiwanie pieczątek niż samo ich podbijanie. ORG się postarał, pochował pieczątki naprawdę nieźle.

Na piątej próbie z nieznanych nam przyczyn, gałąź do której przywiązana była śruba, znaczy się pieczątka, atakuje z impetem błotnik i kierunkowskaz naszej dyskoteki. Atak jest tak śmiały i nieoczekiwany, że mały ruch kierownicą nie wystarczył – błotnik wgięty, kierunek zbity. Ale podstawowe narzędzia offroadera robią robotę – trytytka i taśma na gada w ruch i po kilku minutach zaatakowane elementy dalej, sprawne tylko trochę inaczej pełnią swe funkcje ochronno-świecące. Pieczątka też oczywiście jest zdobyta. Później kolejna i kolejna. Docieramy do pierwszego czasowego OS-u. Okazuje się nim odcinek z ogromnymi dziurami i masą bardzo ciasnych zakrętów. Nooo… biorąc pod uwagę promień skrętu dyskoteki, porównywalny z przegubowym Ikarusem, lekko nie będzie. Zapinamy reduktory, wbijamy dwójkę, 3 2 1.. start!
Poszło gładko i szybko, nawet lepiej niż się spodziewaliśmy. Sędzia na mecie kręci z niedowierzaniem głową: aleście dali czadu, dyskotekami i taki wynik? Super!
Przybijamy piątkę i gnamy dalej za pieczątkami. Pieczątki nie są ani trudne, ani łatwe. Takie w sam raz. Szkoda tylko, że wszędzie jest sucho.



Docieramy do końca roadbooka, czyli czas na obiad. Jemy szybko żurek z chlebkiem, pijemy herbatę i odbieramy roadbook na popołudniową część trasy. Teraz będzie łatwiej, nie będziemy tracić czasu na szukanie pieczątek i tyczenie śladu do nich, zrobili to już nasi koledzy, którzy jadą trasę odwrotnie do naszej. I faktycznie tak się dzieje. Do każdej pieczątki prowadzi nas ślad. Niestety ma to też swoje minusy – trasa jest rozryta i miejscami musimy dobrze kombinować z trapami żeby móc podbić pieczątki zawieszone na skarpach czy gdzieś przy głębokich dołach.
Drugi OS ma nazwę Sadzawka Strażaka – jest to wyschnięty zbiornik przeciwpożarowy, zarośnięty trawą, z lekko mokrawym dnem i krzakami przy brzegach. Jedziemy go trzy razy. Cud, miód i orzeszki – dyskoteki fruwają na zakrętach, idą slajdami, błotko pryska spod kół, a kierownicy z bananem na ustach i hukiem zawieszenia lądują (dosłownie!) na mecie. Tu znów sędzia łapie się za głowę: „jak wy to robicie, Wasze czasy to ścisła czołówka w T i TW!”

Dziękujemy za miłe słowa i pędzimy dalej. Słońce coraz niżej, a przed nami z 10 pieczątek i jeszcze jeden OS. Pieczątki okazują się być w miarę blisko siebie i nie sprawiają nam żadnych kłopotów. Z wyjątkiem jednej. W sporej dziurze o gliniastym dnie, na dodatek zalanej wodą ukryta została sprytnie pieczątka. Dno rozryte, śliskie, brzegi pochlapane… nie ma opcji żeby samemu i bez wyciągarki podbić pieczęć. Wyciągamy z bagażnika długą taśmę, rozkładamy trapy, opracowujemy strategię i.. po kolei nawzajem się asekurując i podciągając przybijamy pieczątkę. Teraz jeszcze ostatni OS i mamy zapas czasu żeby podjechać i podbić opuszczone z rana pieczątki.
Ostatni OS to piach. Odcinek krótki, ale piach grząski. Na dodatek w połowie OS-u należy się zatrzymać i przybić zawieszoną na brzozie pieczątkę! Skoro ktoś miał taką fantazję.. nie pozostaje nam nic innego jak to zrobić ;) I tak się staje. Czasy podobnie jak w przypadku pierwszych OS-ów, bardzo dobre. Równie szybko docieramy do brakujących od rana pieczątek, podbijamy je i czujemy jak ciśnienie nam spada. Wiemy, że mając wszystkie pieczątki i świetne czasy będziemy w czołówce, ale na wyniki przyjdzie nam poczekać do następnego dnia ;)



Teraz powrót do bazy, zdanie kart, przejazd do agro, szybka kąpiel, przebranie ciuchów i lecimy na bankiet. Spotykamy się z masą znajomych, śmiejemy z niektórych zdarzeń na trasie, omawiamy OS-y, tańczymy, jemy i.. świetnie się bawimy.

Niedzielny poranek nie jest już tak miły, ale cóż, cierp ciało ;) Po śniadanku wsiadamy w samochody i jedziemy do bazy na ogłoszenie wyników. Kilka minut cierpliwego oczekiwania i są. Udało się, jesteśmy na pudle. Spośród 31 samochodów jechaliśmy jedynymi LR-ami , autami wyprawowymi i zajęliśmy drugie i trzecie miejsce! Cel osiągnięty! Dyskoteki potrafią jeździć!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Karson 2012-10-28 10:58:40

    dzięki ;)

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    brizee 2012-10-27 23:47:09

    Zielone Jajo rządzi! Gratuluję wyniku ;-) Świetna relacja, miło poczytać!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do