Reklama

Nasser Al-Attiyah - marzenia się spełniają!

11/09/2014 20:55

Nasser Al-Attiyah - marzenia się spełniają!


Mówi się, że marzenia są siłą napędową ludzkiego życia. To prawda. Ale marzenia nie są tylko po to, by marzyć. Są po to, by je spełniać. Czasami wystarczy trochę wysiłku, czasem trochę szczęścia i marzenia stają się rzeczywistością. Wiem, co mówię – jedno z moich największych marzeń właśnie się spełniło.


Już kilka razy chciałam się wybrać na Baja Poland i zawsze coś mi w tym przeszkadzało. W tym roku było dokładnie tak samo. W terminie Baja Poland odbywał się bowiem „nasz” Rajd Kormoran, na którym nie mogłoby mnie nie być. Ale zaraz… Baja zaczyna się w piątek, a Kormoran w sobotę. A gdyby tak... Szybko sprawdzam połączenia Olsztyn – Szczecin- Mikołajki. Ha! Dam radę!
Bo przecież nie mogłabym przegapić okazji zobaczenia Nassera Al-Attiyah! Dla mnie to on jest najlepszy z najlepszych, dla mnie to on jest legendą światowego offroadu. Nigdy w życiu nie chciałam poznać nikogo tak bardzo, jak jego. Ale też nigdy nie sądziłam, że będę miała okazję zobaczyć go na własne oczy. Odkąd zainteresowałam się offroadem, marzyłam o tym, by móc uścisnąć mu dłoń. No i proszę – Nasser przyjeżdża do Polski!


Znajomi mówili mi, że jestem nienormalna, skoro chcę się tłuc przez całą Polskę, żeby spędzić jeden dzień na Baja Poland. W dodatku czekała mnie 15-godzinna podróż powrotna. Pffff! Niska cena za realną szansę spełnienia swojego marzenia! Muszę tylko zdobyć akredytację prasową i znaleźć jakiś tani hostel. Piszę dla www.rajdy4x4.pl, więc z akredytacją chyba nie powinno być problemów. Taaa, jasne… Dwa tygodnie nerwów. Tuż przed Baja Poland dostaję maila – „akredytacja została przyznana”. No i git! Jadę!


Dotarłam w czwartek po południu. Łażę sobie po parku serwisowym i oglądam nieliczne jeszcze auta. Część jest na badaniach kontrolnych, innych jeszcze wcale nie ma. Żadnej Toyoty z Overdrive’u. W ogóle nie ma jeszcze Overdive’u. Jest X-raid, ale żadnego Miniaków brak. O, jedzie! To Miniak Kaczmarskiego. Muszę przyznać, że fajnie to gada. I fajnie to zobaczyć na żywo. Kuba Przygoński też sobie patrzy na Miniaka. Zrobić mu fotkę? E, nie, głupio jakoś. Lepiej zrobię fotkę Miniakowi. I pójdę zobaczyć, czy jakieś nowe auta dotarły. Po raz kolejny zatrzymuję się przy Tatrze Ardaviciusa. Jak u licha takie ogromne coś może latać??? A lata, widziałam na fotkach z Dakaru. Teraz ten Dakar przyjechał do nas, do Polski. Dziwne uczucie. Idę poszukać „moich” chłopaków, muszę się przekonać, że nie śnię. Są. A więc to wszystko dzieje się naprawdę. Posiedzę tu trochę, pogadam, może się jeszcze coś dziś wydarzy. Wydarza się – kiedy jest już całkiem ciemno i całkiem późno, nadjeżdżają kolejne auta. Między innymi cała flota Miniaków. Idę więc sobie je z bliska pooglądać. To Kaczmarskiego już widziałam. Resztę też doskonale znam – to czerwone jest Schotta, to z nalepą Monstera Hołowczyca, to czarne ładnie pomalowane Wasiliewa. Ten Wasiliewa jest najładniejszy. W końcu jeździ nim aktualny lider Pucharu Świata. Nadal jednak nie ma żadnej Toyoty. Późno już, czas iść do hotelu. Wrócę to jutro.
Wróciłam. Jest już dużo więcej aut. Robię zatem kolejną rundkę po parku serwisowym. Natykam się na kilkoro znajomych – fajnie zobaczyć twarze, których nie widziałam od miesięcy czy wręcz lat. Czuję się jak w domu. Toyoty jadą. O, Xavier Panseri! Uśmiecha się do mnie, a zatem pamięta mnie z Rajdu Polski. Jak zwykle wita mnie po polsku: „Dzień dobry, jak się masz?” Gadamy chwilkę, już po angielsku. Dowiaduję się, że to już jego trzeci start w cross country. Ale na Baja Poland jest pierwszy raz. Ja też. Tylko on jako pilot Hołowczyca, a ja jako dziennikarz. A właśnie! Muszę odebrać akredytację! Lecę do biura prasowego, a w drodze powrotnej zahaczam o strefę Overdrive’u w parku serwisowym. Dąbrowski rozmawia z jakimś kibicem. Małysz usiłuje w spokoju zjeść. Biedak musi się ukrywać pod ciemnymi okularami i czapeczką, inaczej sam by został zjedzony. Uśmiechnięty Tadek Błażusiak rozmawia z mechanikami. Hołowczyc jak zwykle rozdaje autografy. No dobra, ale gdzie jest Nasser??? A, tu jest! Przechadza się po serwisie, jak gdyby nie był tu nikim ważnym. W spodniach dresowych i t-shircie, zupełnie nie jak gwiazda. A przecież jest gwiazdą, i to tą najjaśniejszą. A on sobie zwyczajnie chodzi, zajrzy tu i tam, pogada tu i tam i uśmiecha się do ludzi. Ech, a może i do mnie się uśmiechnie? Nie, to nie mój czas. Jeszcze. Poczekam. A teraz czas się zbierać na konferencję prasową. „Cześć!” – w drzwiach windy wita mnie Rafał Marton. Też chyba idzie na konferencję. A tam prawie nikogo nie ma. Zajmuję sobie więc miejsce w pierwszym rzędzie, będę miała dobry widok. No i są – Tadek Błażusiak, Krzysiek Hołowczyc, Władimir Wasiliew ze swoim pilotem i tłumaczem Konstantinem Żilcowem, Klaudia Podkalicka, Kuba Przygoński i Robin Szustkowski. I oczywiście Nasser Al-Attiyah, nie mogło go przecież zabraknąć. Konferencja jak konferencja, typowe dziennikarskie bla bla bla. Fajne jest to, że można być tak blisko takich gwiazd. Zwłaszcza Nassera. Jednak każdy dziennikarz wie, że to, co najciekawsze, dzieje się nieoficjalnie. Na to „nieoficjalne” muszę poczekać, na razie idę na bardzo oficjalny start. Pięknie tu! Błyszczące auta, kwiaty i pan Rysiu Wolan w białych rękawiczkach startujący zawodników. Mam świetny punkt obserwacyjny, przy samej rampie startowej. Znów jestem tylko kilka metrów od tych „wszystkich największych”. Błażusiak, Łukaszewski, Stańco, Molgo, Komornicki, Novikov w tym swoim dziwnym G-Frorce, Beaupre – wszyscy przejeżdżają tuż koło mnie. Robi się głośno wśród publiczności – Hołowczyc. Zaraz za nim Kaczmarski. Publiczność szaleje – Małysz! W końcu się musiał pokazać ludziom. Potem „polski Czech” Mirek Zapletal. Następni są nasi dakarowi ex-motocykliści, Dąbrowski i Czachor. Nareszcie! Na rampę wjeżdża bordowo-złota Toyota numer 102. Wśród tych kwiatów wygląda, jakby zakwitła. Nassera mam dosłownie na wyciągnięcie ręki, mogłabym go dotknąć. Trochę mi się ręce trzęsą, gdy robię mu zdjęcie. Nie przywykłam do bycia tak blisko kogoś, kto dla mnie jest legendą. Niesamowite uczucie! Moje marzenie właśnie się spełnia! Hej, Anka, obudź się! Pan Rysiu Wolan podnosi flagę, dając Nasserowi sygnał do startu. Mogłabym już sobie pójść. Zostaję jednak, żeby zrobić jeszcze kilka zdjęć. I pogadać z panem Rysiem. Niech mnie już wpiszę na listę sędziów na przyszłoroczną Baję Poland. Wpisze. Świetnie! Misja zakończona, mogłabym już wracać. Ale nie muszę, mam jeszcze kilka godzin. Idę więc znów do parku serwisowego. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Może uda mi się zamienić słówko z Nasserem? Pada, a ja nie mam kurtki ani parasola. No i co z tego? W końcu to jest offroad, a offroadowcy deszczu się nie boją. Kibice chyba się trochę się boją, bo jakoś mało ich tutaj. Grupka stoi wokół Hołowczyca i czeka na autografy. To samo u Kaczmarskiego. Same kobiety i dzieci. Błażusiak udziela wywiadu jakiemuś dziennikarzowi. A Nasser? A Nasser znowu sobie chodzi, rozmawia, uśmiecha się. Podchodzi do kibiców, daje autografy, pozuje do zdjęć. Może… Może i ja też bym mogła się załapać na fotkę? E, nie, aż takiego szczęścia to ja nie mam. Zawsze sądziłam, że nie jestem nieśmiała. Rozmawiałam nie raz z różnymi znanymi osobami. Ale kiedy chodzi o mojego największego idola, okazuje się, że nie potrafię wydusić z siebie słowa. Stoję więc w tym deszczu, już całkiem przemoknięta, i tylko się gapię. Wtedy za plecami słyszę głos, który mówi do mnie po angielsku. „Chcesz zdjęcie?” Cooooo??? No jasne, że chcę!!! Asystent Nassera mówi, żebym przygotowała aparat i że zaraz zawoła Mistrza. No nie wierzę! Nasser rozmawia, to i my rozmawiamy. Przyznałam się, że jestem dziennikarzem. „A czy twoje zdjęcie z Nasserem też będzie w Internecie?” Bez namysłu odpowiadam, że tak. „Jeśli szef się da przekonać” – dodaję już w myślach. I wtedy podchodzi Nasser. Obejmuje mnie i się uśmiecha. Chyba zaraz zemdleję… Nie, nie mogę zemdleć, bo by głupio na zdjęciu wyglądało. A cały czas do tego zdjęcia pozujemy i gadamy sobie. Mówię mu, jak to bardzo się cieszę, że mogę go poznać, że jestem jego wielką fanką. A on mi dziękuje za kibicowanie. Nasser mi dziękuje??? Przecież to on właśnie spełnia moje marzenia! Zdjęcie zrobione. Jeszcze raz sobie nawzajem dziękujemy. Odruchowo wyciągam rękę. Nasser podaje swoją. Uwierzcie mi, ten uścisk dłoni zmienia życie! Jak? Nie powiem, tajemnica. W każdym razie mnóstwo dobrych rzeczy dzieje się w moim życiu od tamtego dnia.

A to dopiero początek. Już wiem, że choć to było moje pierwsze spotkanie z Nasserem, to z pewnością nie będzie ostatnim. Na konferencji prasowej na Baja Poland Nasser powiedział, że w przyszłym roku znów wystartuje w Baja Poland, a także w Rajdzie Polski. Mam nadzieję, że dotrzyma słowa. Dwa spotkania z tą najjaśniejszą z gwiazd na moim rajdowym niebie w jednym roku to szczyt szczęścia! Lepiej być nie może!
Może. Mogłabym pojechać na Dakar i tam znów spotkać Nassera. I zobaczycie, kiedyś tam pojadę! W końcu marzenia się spełniają!


AM

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do