Reklama

Moja Sokółka - WsMOR zza komputera

07/08/2014 23:57

Moja Sokółka - WsMOR zza komputera 


Sokółka to miasteczko, które chyba do końca życia będzie mi się kojarzyć z offroadem i świetną zabawą. Pierwszy raz zawitałam tam 2 lata temu w roli sędziego na Sokółka Eco Challenge spod znaku Adrenalinki i Polskiej Ligi Przeprawowej. Rok później byłam tajnym współpracownikiem chłopaków organizujących WST Sokółka 1200 Challenge. W tym roku… No cóż, Wschodnie Mistrzostwa Off-Road odbyły się niestety beze mnie...

Ach, jak mnie w dołku ścisnęło, gdy zobaczyłam świetne zdjęcia Bartka Ciemieckiego ze Wschodnich Mistrzostw Off-Road! Jak mnie mogło nie być na rajdzie w Sokółce??? Toć przecież te tereny traktuję jak swoje. Zwłaszcza, że spędziłam tu wiele pięknych dni i ciekawych nocy. Niestety, nie tym razem. Czasami między chęciami a możliwościami pojawia się niedogadanie… Ale dość wylewania żali, nie po to tu przyszłam.

Kundzin, Geniusze, Łosośna – każdego, kto zna te nazwy, z pewnością nie trzeba było namawiać na udział we Wschodnich Mistrzostwach Off-Road. I faktycznie – choć organizator nowy, to stara ekipa musiała się pojawić. I stare, sprawdzone próby również. A to już mi wystarczy do tego, by oczyma wyobraźni widzieć, co tam się działo. No dobra, trochę tej mojej wyobraźni pomogły zdjęcia Bartka. A resztę sobie dopowiadam. Ciekawe, na ile moja wizja „mojej” Sokółki pokryje się z rzeczywistością...

Ignac. W głowie mi się nie chciało pomieścić, że Ignac mógł nie wygrać „swojego” rajdu. To przecież on tu jest gospodarzem, to on sam poznajdował te próby, to on zna te trasy lepiej niż własną kieszeń. Nie obyło się zatem bez telefonu z pytaniem: „Ignac, co się stało???” A stało się to, że Szerszeń się w nocy najwidoczniej napił i zamiast jechać, to parskał. Część pieczątek zatem Ignacowi - z rozsądku - umknęło. Ale dzięki temu możliwe było zdobycie kolejnych i efekt w postaci drugiego miejsca. Ale jak znam życie i Ignaca, to i tak na kończącym rajd bankiecie był w wyśmienitym humorze.

Adaś. Czekał, czekał i się doczekał. Choć ewidentnie kolejne ulepszenia Pszczoły podniosły chłopakom ciśnienie rajdowe, to nadal Adaś i Majcher są jedną z najbardziej wyluzowanych załóg, jakie znam. Jeszcze nie tak całkiem dawno panów można było zobaczyć machających tirforem, choć wiele załóg już używało wyciągarek. Ale takie doświadczenie procentuje i uczy myślenia. A sokólski Duch Puszczy lubi myślących offroadowców i im sprzyja. I tym razem sprzyjał wyjątkowo. Należy zatem chłopakom serdecznie pogratulować, należało im się.
Wielki przegrany, czyli Małysz. Ósme miejsce z pewnością go nie satysfakcjonuje. On jeździ po to, by wygrywać. Zero-jedynkowo, albo wszystko, albo nic. I choć ostatnimi czasy raczej bierze wszystko, to do Sokółki raczej szczęście ma średnie. Co prawda w zeszłym roku stanął w Sokółce na podium (3. miejsce w WST Sokółka 1200 Challenge), to nie obyło się bez kłopotów. Natomiast wybitnie pechowa była dla niego V Sokółka Eco Challenge sprzed 2 lat. Wtedy to bowiem gdzieś w połowie prologu jego auto dosłownie (!!!) się złożyło. Sokółka zatem dla Małysza pewnie jest synonimem słowa „awaria”.

Dendro. Oaza spokoju. A jednak potrafi dać autku w kość. W Sokółce dał w kość swojemu nowemu „dzieciątku” zwanemu Dendronem. Budowany od zera przez całą zimę potworek niespecjalnie sobie poradził z podlaskimi terenami. Widziałam na jednym ze zdjęć, że Dendronowi nóżki się nieco rozjechały, aż kapcie pogubił. A taki ładny był, hamerykański. Wróć – jak najbardziej polski. Ale i tak udało mu się wskoczyć oczko przed Małysza. Znaczy u Małysza było jeszcze bardziej grubo.

Groszek. No po prostu Groszek. Albo Kubuś zastrajkował, albo Groszek i Wyspa znów pod kroplówkami wylądowali. Innej opcji nie widzę.
Catkiller. Fanatyk topienia aut. Pieczołowicie wybiera najgłębsze z możliwych miejsca (Krzysia o takie wybory nie podejrzewam). Choćby miał oddychać przez rurkę do nurkowania, to wjedzie. I zwykle wyjedzie. Na Kundzinie też musiał łapać powietrze, a wyjechał. I to wyjechał na pierwsze miejsce wśród elektryków. Jak zwykle zresztą.

Gwizdek. I Czołgu do kompletu, bo to niemal nierozłączny team. Na większości rajdów jadą całą trasę, wzajemnie sobie pomagając. Na dodatek zwykle towarzyszy im cała armia pilotów, co nie zawsze jednak okazuje się przydatne. Ale i tak któryś z nich musi wygrać w Turystyku. To i w Wyczynie też tak musiało być. Tym razem wygrał Gwizdek. Szaleniec z zapędami WRC. Na samo wspomnienie przejażdżki na pace jego Patrola boli mnie tyłek. Ale on się nie patyczkuje z nikim ani z niczym. I dlatego wygrywa. I słusznie. Dziwi mnie natomiast tak duża różnica w ilości pieczątek między nim a Czołgiem. Ale to pewnie dlatego, że UAZa zdradził z Jeepem.

Quady. To aż niemożliwe, że nie wygrała Klaudia lub Karol. Podlaska młodzież jest bowiem niezrównana na swoich terenach. Mało tego – oni naprawdę fenomenalnie z tymi terenami walczą. Wielu dorosłych quadowców mogłoby się od nich uczyć wytrwałości i umiejętności panowania nad maszyną. Oni się chyba urodzili na quadach. Tym razem jednak dorosły i w dodatku przyjezdny ich pokonał. Jakoś nie mogę tego faktu zaakceptować. Nie muszę.
No i jak mi poszło jasnowidzenie? ;)

Jeszcze słówko odnośnie organizatora. Maciek Rachtan (Euroforum) w tym roku przechodzi samego siebie, tworząc kolejne rajdy lub nowe rundy Poland Trophy (np. tegoroczny Rasząg). Niezmiernie się zatem cieszę, że uległ namowom Ignaca (bo pewnie tak było) i zorganizował Wschodnie Mistrzostwa Off-Road w Sokółce. Szacun. Mam jedynie nadzieję, że nie był to jednorazowy epizod i w kolejnych latach będą się odbywać następne edycje imprezy w Sokółce. Wtedy to już żadna siła mnie nie zatrzyma, będę. Muszę. Za bardzo mi doskwiera tegoroczna nieobecność. Na pociechę sobie, a Wam do pooglądania dołączam soczystą galerię z Wschodnich Mistrzostw Off-Road w Sokółce, którą wybłagałam od Bartka Ciemieckiego. Za wysłuchanie moich próśb serdecznie Bartkowi dziękuję!

Fergie


Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do