
Duch Puszczy 2013 robles foto-video relacja
30.11.2013 godz. 4:55 słyszę dzwoniący telefon. Kto to śmie mnie budzić o tak wczesnej porze. Odbieram, a tu Kuba-
- co zaspałeś, mieliśmy wyjeżdżać o 5tej
- o kurde, dobra za 5 min. wychodzę
- to ja jadę po kasę do bankomatu.
- ok.
Marta wstawaj – krzyczę do żony.
- za 5 min wychodzimy.
Ogarniamy się w 10 min. Kuba już na nas czeka. Kładziemy torby do bagażnika. Jeszcze tylko sprawdzę czy Maverick dobrze przypięty na lawecie i w drogę. W Grajewie zajeżdżamy na kawę do Orlenu, gdzie spotykamy ełckiego off roadowca. Za Białymstokiem, co chwile mijały nas kolumny terenówek podążających na rajd. To znak że jedziemy w dobrym kierunku. Po chwili dojeżdżamy na miejsce. Miejsce przygotowane, odgrodzone. Widać wystawy sponsorów Titanum winch. Sprowadzamy sprzęt z lawety i idziemy się rejestrować a dziewczyny poszły zamówić coś do jedzenia. Śniadanie w Pronarze było bardzo obfite, starczyło nawet na kanapki na drogę. Plombowanie samochodów i ruszamy nad zalew. Odprawa 170 załóg trochę musiała potrwać, ale w końcu ruszamy na trasę.
Pierwsza próba to przejazd przez rów na którym utknęło już parę aut, nam jednak udało się przejechać. Dwie pierwsze pieczątki były dosyć łatwe, ale do dwóch kolejnych trzeba było przejechać po grząskim torfie gdzie drogę blokowały zaryte samochody innych załóg. Decydujemy się na ominięcie ich po jeszcze gorszym terenie, gdzie ledwie udało nam się przejechać. Bierzemy pieczątki i wracamy. Trzeba było obrać znowu nowe ślady, gdyż poprzednie były już kompletnie rozryte. Jakoś udało się przejechać, więc podążamy w kierunku następnej próby.
Druga nasza próba wyglądała makabrycznie, wszystko doszczętnie rozryte. Wybieramy optymalną drogę i jedziemy bierzemy pierwszą pieczątkę i jedziemy po drugą omijając wyciągające się samochody. Trzecia pieczątka była usytuowana na niewielkim wzniesieniu, które otoczone było totalnym bagnem. Dookoła stały potopione samochody. Znajdujemy dwumetrową lukę i wciskamy się po pieczęć. Linka ledwo starczyła, podbijamy i wycofujemy się grzęznąc w bagnie. Mamy zaplombowaną wyciągarkę, która i tak zresztą nie działa, więc podnosimy samochód hi liftem i podkładamy trapy. Wyjeżdżamy bez trudu i podążamy dalej.
Trzecia próba to parę piaskowych trawersów które nie sprawiły żadnych problemów. Czwarta to trochę wody trochę piasku, przejazd na wykrzyż na którym Marta przeżyła chwilę grozy. Po podbiciu robimy sobie przerwę na drugie śniadanie. Wyciągamy ekwipunek, jedzenie oraz napoje rozgrzewające. Po godzinie biesiadowania ruszamy dalej. Następne próby znajdowały się na zboczach starego torowiska. W jednym miejscu po zjechaniu w dół i zabraniu punktów mieliśmy poważny problem z wjechaniem z powrotem na górę. Tu jednak przyszli z pomocą inni zawodnicy.
Po piaskowych trawersach przyszła pora na błotne próby. Spotykamy tu auta które zaczynały rajd w tym miejscu i od rana nie mogły się stamtąd wydostać. Sam nie wiem czy dobrze zrobiłem, że odpuściłem tamtą pieczątkę. Myślę że była do zdobycia.
Następna próba nazywała się studnia. A przed nią kupa aut próbujących dostać się do pieczątek po śliskim gliniastym błocie. Okrążam wszystkich i podbijamy dwa punkty, ale do trzeciego trzeba przejechać po grząskich torfach. Wysyłam Kubę na zwiady. Gdzie nie gdzie miał wody po jaja. Wybieram optymalny tor jazdy i szpula ile fabryka dała i podjeżdżamy pod trzeci punkt. Do o koła unosiła się para po zetknięciu się rozgrzanego silnika z wodą. Trzeba się ewakuować. Drogę powrotną zablokowały nam samochody próbujące dojechać tam naszym torem. Została nam tylko jazda do przodu przez trzcinowiska i dywany gdzie znajdujemy kolejny punkt. Szpula i podjeżdżamy pod samotne drzewo pośród trzcin. Zdobywamy punkt i rura do przodu przez pływające dywany. Jedynka, Dwójka, Gaz do końca. Błoto było wszędzie. Nie widziałem gdzie jadę. Dziewczyny darły się jakby ktoś je ze skóry obdzierał. Gdy błoto przestało na nas chlapać przez otwarte okno, zatrzymałem się. W środku było pełno błota. Marta wyglądała jak murzynka, zrozumiałem wtedy dlaczego tak się darły. Kuba jeszcze brodził w błocie po jaja podążając w naszym kierunku, gdy ja odrywałem kępy trzcin z zawieszenia. Obmyliśmy przednią szybę, wodą, która była przeznaczona do picia i dalej w drogę.
Robiło się już ciemno, gdy dotarliśmy nad totalnie rozjeżdżone bagno gdzie według Road booka powinno być 4 pieczątki. W środku całego zamieszania siedziało parę samochodów, które wyciągane były na kinetykach. Zdobyliśmy dwa punkty przebijając się przez bagno i podjeżdżając z drugiej strony. Trzeci punkt na darmo podjechaliśmy bo okazało się że została tylko taśma a po lince z pieczątką nie było śladu. Gdy się rozejrzeliśmy byliśmy już sami. Inne załogi odjechały, a my w środku bagna musieliśmy się przebić na łąkę. Trzeba było to tak rozegrać, aby nie zostać w bagnie, bo nie było nikogo kto by nam pomógł. Nie było też punktu zaczepienia. Ujeździliśmy sobie drogę przez krzaki aby wziąć rozpęd i gaz do dechy. Jakoś się udało, ale gdzie jechać dalej? Robiąc okrążenie dostrzegam taśmę kierunkową na obrzeżu łąki i jadę w jej kierunku. Po chwili dostrzegam kolejną taśmę i znowu niespodzianka, trzeba wjechać w bagno. Kuba poszedł zbadać teren. Widzę że znowu jest woda. Kuba podnosi taflę cienkiego lodu. To oznacza, że noc będzie mroźna. Na samotnym drzewie znajdujemy kolejną pieczątkę. Więc z byka pod nią podjeżdżam. Dalej mamy jeszcze gorzej. Widzimy w oddali 3 auta próbujące wyjechać z tej kałabamy. Idę razem z Kubą wytyczyć szlak przeprawy. Brodzimy po kolana w wodzie, łamiąc cieniutki lód. Nagle Kuba mi znikną z pola widzenia i krzyczy „pomocy”. Trafiliśmy na rów. Kuba niczego się nie spodziewając dał krok do przodu i przewrócił się w rowie. Do woderów nabrało mu się wody. Ledwo go wyciągnąłem z tego rowu. Wylaliśmy wodę z waderów i pytam go:
- walczymy dalej, czy wracamy na bazę, Kuba odpowiedział:
- no co ty, jedziemy dalej.
Znalazłem najpłytsze miejsce na rowku i rura do przodu. Poszło lekko i po chwili wyjechaliśmy na drogę.
Kolejne próby były zakorkowane więc daliśmy sobie z nimi spokój i pojechaliśmy dalej, zdobywając kilka punktów na przydrożnych trawersach. Kolejna próba to była żwirownia. Do zdobycia 3 punkty. I zdobywamy z łatwością. Drugi też nie był trudny, ale przy podjeżdżaniu do pieczątki Kuba zaczął krzyczeć. Z trudem wydobył z siebie, że najechałem mu na stopę. Cofnąłem energicznie do tyłu. Dobrze, że grunt był miękki i tylko na bólu się skończyło. Trzeci punkt było ciężko znaleźć po ciemku. Ale zdobyliśmy go na szczycie góry na drzewku.
Zostało nam jakież pół godziny. Postanowiliśmy zrobić jeszcze jedną próbę i wracamy do bazy. Była to próba nad jakimś jeziorkiem. Zdobyliśmy 2 punkty, a po 2 kolejnych zostały tylko rozryte miejsca. Więc wracamy. Dojeżdżamy do asfaltu. Trafiamy na gigantyczny korek w kierunku granicy. W kierunku Gródka korku nie było, ale co chwila wyjeżdżał ktoś na czołówkę, a my mieliśmy tylko 10 min na zdanie Road booka. Kilkakrotnie ratowaliśmy się zjeżdżaniem w stronę rowu. Wreszcie korek się skończył, złoty dwadzieścia i po chwili jesteśmy w bazie. Zdajemy kartę dwie min. przed czasem. I już spokojnie, pełni podziwu przygotowanej trasy jedziemy na Rozłogi zrobić z sobą porządek.
Parkujemy auta, idziemy do swoich pokoi. Zwalam mokre ciuchy, szybki prysznic i czekam na żonę. Kilka głębszych z hotelowej filiżanki zagryzionych kabanosem i dziewczyny gotowe do wyjścia. Dzwonimy po taksówkę. Musimy czekać jesteśmy trzeci w kolejce, to obalamy flachę do końca i idziemy pod bramę. Taksówka była 7 osobowa więc zabraliśmy się z Socho i jego laską. Na imprezie Wołek zajął nam miejsce przy stole i zaczęła się biesiada. Ogłoszenie wyników wprawiło nas w euforyczny nastrój. Bawiliśmy się przednio w rytmach największych hitów Disco prawie do rana. Byłem zaskoczony gdy poczęstowany zostałem specyficznym trunkiem z wiaderka. Nie wiem ile to miało procent ale nieźle smaliło w gardło. Na drugi dzień czułem jeszcze jego smak.
Dziś pozostaje tylko wspomnienie wspaniale przeżytego weekendu i nadzieja że dotrzemy do Gródka za rok.
Galeria zdjęć: https://plus.google.com/101222668547757334226/posts/8N5L6AoGdX6
Filmy:
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie