Reklama

Dakar po olsztyńsku

27/02/2014 23:20

Dakar po olsztyńsku


„Wy w tym Olsztynie to macie dobrze, bo macie go na wyciągnięcie ręki” – takie słowa często słyszę w trakcie rozmów o Krzysztofie Hołowczycu. Z tym wyciągnięciem ręki to bym nie przesadzała, bo Hołek to bardzo aktywny człowiek i wbrew pozorom wcale nie tak łatwo jest złapać go w Olsztynie. Jednak co roku każdy Olsztynianin ma szansę wypytać go praktycznie o wszystko podczas podakarowego spotkania z kibicami. Z tej okazji korzystają także lokalni dziennikarze, spragnieni dakarowych wieści z pierwszej ręki, którzy urządzają tu Hołowczycowi nieoficjalny briefing prasowy. Co usłyszeliśmy, czego dowiedzieliśmy się tym razem? Poczytajcie.

Po trudach Dakaru Krzysztof Hołowczyc ma wreszcie trochę czasu na odpoczynek w domu. Z upalnej Ameryki Południowej do mroźnego Olsztyna wrócił z radością, nie tylko ze względu na rodzinę.
- Wraca się do domu, minus 20 nocami, także jest frajda. Jeziora zamarzają, czyli za chwilę będziemy mogli na nie wjechać.


Rzeczywiście Hołka zimą można spotkać trenującego jazdę po lodowej tafli. Co roku tuż po Dakarze Krzysztof też daje swoim kibicom możliwość mniej przypadkowego, a wręcz zaplanowanego spotkania, podczas którego oddaje się do ich dyspozycji, odpowiadając na liczne pytania. A te pytania bywają trudne. Hołowczyc jednak nie boi się na nie odpowiadać.


- Po to tu jestem! Myślę, że wszystkie pytania mają znaczenie dla mnie, bo to jest też taki element, w którym dowiadujesz się, co sądzi kibic, co myśli, co czuje, czego oczekuje. Wiadomo, że chcielibyśmy wszyscy razem zwyciężać, ale dla mnie to jest siła, zawsze to podkreślam, bo bez kibiców nie ma sportu.
Kibiców natomiast w swoim rodzinnym Olsztynie ma wyjątkowo wiernych. Spotkania z nimi to zatem dla Krzysztofa nie obowiązek, a przyjemność.


- Frajda, frajda! Jeżeli jeszcze ktoś przychodzi i chce jeszcze posłuchać Hołowczyca, to znaczy, że jeszcze jest coś do zrobienia i będę się starał to udowodnić.


Udowodnił to w tym roku, przywożąc do domu doskonałe 6. miejsce wywalczone na Dakarze. Nie o takiej lokacie jednak marzył…


- Skończyłem ten rajd, jakieś tam 6. miejsce… Może to nieładnie powiedzieć „jakieś tam”, bo niektórzy bardzo się cieszą z gorszych miejsc, ale w moim przypadku i przy tej możliwości, którą dostałem – super zespół, w zasadzie wszystko poukładane do końca, ciężka praca – powinno być lepiej i wierzę, że będzie.

Ale mogło też być gorzej – jak rok temu, gdy Hołek rajdu nie ukończył, a zamiast spotkania z kibicami zaliczał kolejne wizyty u lekarzy i rehabilitantów. Teraz zatem wrócił nie na tarczy, a z tarczą.


- Pewnie, że gdzieś z punktu widzenia moich zapatrywań przed rajdem, sportowych moich oczekiwań coś, gdzieś się nie udało, ale z drugiej strony też mam świadomość i myślę, że to dopiero po rajdzie tak do mnie dotarło, że właśnie z wiadomych przyczyn nie mogłem w ostatnim czasie być tu z kibicami. Ale teraz mogę, jestem w pełni sprawny, wszystko działa.


Złamany kręgosłup już od dawna nie boli, jednak na Dakarze dał o sobie znać. To on w połączeniu z innymi czynnikami dał Krzysztofowi „zaledwie” 6. miejsce.


- Mój przyjaciel, psycholog sportowy powiedział mi: „nie zdajesz sobie sprawy, że to złamanie, ten kręgosłup, który bardzo ci dokuczał przez ten cały rok, gdzieś tam siedzi w człowieku, w jakiś sposób sprawia, że ta noga na gazie nie jest tak zdecydowana, żeby naciskać”. Chociaż mi się wydawało, że już jestem w super formie, że wszystko działa, to jednak na Dakarze okazało się, że gdybym był szybszy, to by było lepiej. I też gdybym miał trochę szczęścia. Ale to nie jest też kwestia żadnego pecha. W pewnym momencie zespół zadecydował, że jestem do pomocy i to było logiczne, bo taka jest umowa. Gdyby się to trafiło Naniemu czy Stephane’owi, że miałby półtorej godziny straty do reszty czołówki, to pewnie by musiał taką funkcję spełniać. Ja się nie obrażam, mam świadomość, że to jest potrzebne. 


Potrzebne, bo i nierzadko niezbędne jest posiadanie części zapasowych „pod ręką”. Nawet mimo tego, że po każdym etapie auto jest serwisowane, a zużyte elementy wymieniane. Między innymi po każdym etapie wymienia się w Mini komplet hamulców, który, jak zdradził Hołek, kosztują aż 7000 Euro! Czy gdyby to Hołowczyc walczył o dakarowe zwycięstwo, Roma lub Peterhansel woziłby mu te cenne części?
- Oczywiście! Taki jest układ w zespole i tu w ogóle nie ma dyskusji. Pokazuje to nawet ta ostatnia sytuacja, która może nie do końca się wszystkim podobała, kiedy była decyzja, że zamrażamy wyniki i Stephane bardzo chciał wygrać, ale miał świadomość, że jednak zespół jest zespołem, zahamował, poczekał, a Nani dojechał do mety. Ktoś się obraża na to, ale my walczymy przez cały rok. To nie jest tak, że nagle ktoś sobie mówi „nie, nie, ja ciebie nie lubię, to on będzie zwycięzcą” – to tak nie jest, to jest ciężka praca, ciężka walka. To była przecież wspaniała walka przez cały rajd trzech zawodników – Nani, Stephane i Nasser naprawdę pokazali wielką klasę. I myślę, że Naniemu się należało po jakimś czasie. On bardzo ciężko pracował, bardzo dużo testów zrobił dla zespołu, poza tym świetnie ten rajd rozegrał. Później coraz mniej ryzykował, mając świadomość, że prowadzi rajd, a Stephane i Nasser nie mieli nic do stracenia, więc frunęli bardziej niż jechali i dlatego tak się złożyło. I dlatego ja absolutnie nie narzekam, ja jestem święcie przekonany, że moi koledzy bardziej doświadczeni czy bardziej utytułowani, też by wieźli, części, gdyby trzeba było.


Jak mówi Hołowczyc, wyniki były zamrożone o wiele wcześniej niż się o tym dowiedzieliśmy za sprawą rozżalonego Peterhansela. Z kolei Hołek ma żal do niego, że o tej decyzji zespołu poinformował media. Tym większy, iż sam znalazł się w podobnej sytuacji w Maroko. On jednak pokornie zastosował się do team orders. Krzysztof stwierdził, że Stephane być może dlatego pozwolił sobie na wylanie swoich żali dziennikarzom, że prawdopodobnie opuści X-raid, przechodząc do zespołu Peugeot. I rzeczywiście ta informacja się potwierdziła – Peterhansel będzie jeździł autem z lwem w logo. Nota bene za dwa lata ma do niego dołączyć Sebastian Loeb, który na tegorocznym Dakarze był obserwatorem. Hołek natomiast zostaje w X-raidzie, gdzie… będzie musiał się nauczyć jeździć Buggy. Czy też raczej – jak mówi – pływać, bo auta te cechuje kilkukrotnie większy niż w Mini skok zawieszenia, dzięki któremu zdaje się „przepływać” ponad wszelkimi dziurami. X-raid właśnie w tego typu pojazdach upatruje przyszłości, więc za rok lub dwa kierowców tego zespołu zobaczymy w Mini w wersji Buggy. Ale to dość odległa przyszłość. W tej bliższej Hołek nie planuje bronić ubiegłorocznego Pucharu Świata. Nie wiadomo natomiast, na jakie rajdy w tym roku zespół wyśle Hołowczyca. Kierowca także jeszcze nie wie, czy nadal będzie go pilotował Konstantin Żilcow.


- Trudno mi powiedzieć, co zespół zadecyduje, bo każdy nowy rajd to jest zupełnie coś innego. W moim przypadku jesteśmy ciągle na dotarciu, aczkolwiek bardzo cenię Konstantina, bo kilka razy pokazał w ciężkich sytuacjach, kiedy wszyscy stawali, szukali, że dał radę, że potrafił, że też jest pilotem, który ma ogromne ambicje.


Początki tej współpracy były jednak niełatwe, a Hołowczyc skarżył się na problemy z komunikacją.
- Absolutnie nie powiem złego słowa na temat Konstantina. Bardzo się stara, dawał z siebie wszystko, zresztą tak, jak i ja. Być może zabrakło trochę dotarcia, a jednak każdy mechanizm musi się docierać i to było chyba trochę na wyrost, żebyśmy wierzyli, że wsiądziemy do samochodu i dobrze pojedziemy po zaledwie drobnych testach w Maroko. Jednak rajd czy dwa by się przydało. Dowodem były ostatnie odcinki specjalne, gdzie już ta współpraca zupełnie inaczej wyglądała, wszystko łatwiej szło. Pewnie byśmy się ze 20 minut szybciej odkopali, pewnie byśmy potrafili wiele rzeczy zrobić lepiej, ale nie ma w tej chwili co narzekać, to też jest kolejne doświadczenie. Mimo że jesteśmy obydwaj na wysokim poziomie, nie można wsiąść do samochodu i powiedzieć „my damy radę, my jesteśmy świetni”.


Na pewno „dali radę” wszyscy polscy kierowcy startujący w Dakarze 2014. Hołowczyc chwali zwłaszcza swojego ucznia, Martina Kaczmarskiego. Jak mówi, ten „w puchu chowany” chłopak ma nie tylko doskonałe możliwości realizowania wszystkich swoich kaprysów, ale także posiada wrodzony talent, co w połączeniu z doświadczeniem może kiedyś zaprocentować naprawdę świetnymi wynikami. Doświadczenia natomiast nie brakuje Markowi Dąbrowskiemu i Jackowi Czachorowi, o których przed Dakarem Hołek mówił: „zobaczycie, oni będą wysoko”. Na podakarowym spotkaniu te słowa przypomniał. Z wyników polskich kierowców Hołowczyc jest bardzo zadowolony i cieszy się z rosnącego zainteresowania motorsportem w Polsce.


- Szkoda, bo Adaś troszkę nawalił i z tej dziesiątki wypadł, ale był moment, kiedy cztery nasze samochody były w pierwszej dziesiątce i wszyscy byli pełni podziwu, cały świat o tym mówił – czterech Polaków w pierwszej dziesiątce! Może to nie były pierwsze miejsca i tego też mamy świadomość – ja marzę, że kiedyś Polacy będą na tych pierwszych miejscach – ale było widać jednoznacznie, że rozwija się ten sport w Polsce, że jesteśmy coraz lepsi i jakby na to nie patrzeć – Polska w Dakarze istnieje.


Czy jednak te wyniki i to zainteresowanie przełożą się na dalszy rozwój motorsportu w Polsce?


- To trudno powiedzieć. To nie jest takie zjawisko jednoznaczne, że jeżeli coś się dobrze dzieje, to ma to wpływ na rozwój. Motorsport to też pieniądze, bardzo duże pieniądze, które są potrzebne. Ale ja myślę, że to już jest bardzo dobry znak, że w Polsce jednak paru zawodników jedzie.


Hołowczyc jeździć chce nadal, nawet mimo swojego niemłodego już wieku. Podczas spotkania pochwalił się kibicom, że w trakcie tegorocznego Dakaru został dziadkiem. Mówi jednak, że mimo tego, iż wnuczkę trzymał już w ramionach, to jeszcze nie dotarło do niego, że jest dziadkiem. 


- Na razie to jest dla mnie po prostu nowe stworzonko w domu.


To „stworzonko” pewnie kiedyś będzie równie dumne z „dziadka Hołka”, jak jego olsztyńscy kibice, którzy podakarowe spotkanie z nim zakończyli długotrwałymi owacjami na stojąco.


- Krzysztofa Hołowczyca wysłuchała Anna „Fergie” Michalska



Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do