Reklama

Carpatia Loop 2012 - relacja i zdjęcia

16/10/2012 23:08
Carpatia Loop 2012 - relacja i zdjęcia. Karpaty ukraińskie 15-22 września

Przygotowanie trasy Carpatia Loop 2012 to była męczarnia od momentu pojawienia się na granicy w Korczowej. Ukraiński Zyziek wydał mi karteczkę na osobówkę, w połowie odprawy jakaś Wiera skubnęła się, że to jednak ciężarówka. Po 5 godzinach opłaciłem 1 EUR sztrafunku i wyjechałem w stronę Dolyny.

Później już tylko lało, padało, lało, padało i kropiło.

Przedostatni odcinek zaplanowany na pięknej połoninie nas położył bo mgłą zaszło i końcówki własnej łapy po wyciągnięciu nie było widać. Zatem ruszyliśmy dołem na sławną i znaną mi i Materacowi drogę na Konsomolsk… Pokonaliśmy to cudo w 6 godzin, stytrani do zera. Odprawiający nas z rana leśniczy mówił… da, jutro w obiad dojedziecie.

Wróciłem na granicę, a tu niespodzianka – dobra karteczka… ale 6 godzin stania bo zmiana, system się zwiesił, nerwowy tirowiec opierdaczył zbyt mocno celnika i takie tam…

Trzy tygodnie później.

15.09.2012 sobota rano, stacja BP w Ostródzie, zaczynam z głodu pożerać gównianą, syfiastą i nikczemnie małą ale drogą kanapkę z jajkiem kupioną obok w błędnie nazywanym restauracją MakSraczu, gdyż nasz planowany wyjazd o 5 rano delikatnie się przedłużył bo nie chciały zagrać duety LR – przyczepka z Quadem, jakies prądy poginęły.

Nagle dzwoni telefon – odbieram – Tomek, rozjebalemłem auto… FUUUK!!! Zaczęło się….

Adi pożycza swoje Disco bo w Defie nie mam haka (wielkie dzięki za pomoc), napieram na Toruń gdzie chłopcy rozbili się o tył TIR-a, on pojechał oni nie. Reszta ekipy tytra dalej na południe.

Na miejscu okazuje się, że Disco wraca do portu macierzystego na lawecie, a ekipa jedzie dalej, żeby leczyć obrażenia psychiczne i smutek na połoninach. Jedyny problem to złamany dyszel przyczepki od quada. I tak poznałem topografię Torunia. Przez dobrą godzinę wszystkie hurtownie, sklepy i napotkane stacje szukały zaczepu kwadrat 60 mm. Jakiś sympatyczny kolo w końcu wydzwonił to ustrojstwo - koledzy mieli jedyny taki w całym kujawskim na wystawie. Zapinamy sprzęt i w drogę.

Dojeżdżamy późno, mega skatowani, jakieś pifto i spać.

Dowiaduję się, że ekipa „wesoły autobus” później rozpoznawalna jako cyferka i D też miała przygodę – ich kierowca zapożyczony z LR-a, jako teoretycznie jedyny posiadacz wszystkich kategorii prowadził dumnie zestaw, aż do pierwszego patrolu kiedy to okazało się, że jakieś dwa lata temu jego prawko odfrunęło czekać na nowe badania lekarskie… i tak Dziki przysłużył się ojczyźnie i towarzyszom zostając pilotem zestawu.

Rano odprawa, wszyscy w komplecie na granicę i jest druga giga kicha. Ha!

Kolega trochę miał nadzieję, że z tymi papierami… ale nie udało mu się i chłopcy Ukraińcy pozostawili jego quada w tzw. depozycie choć była chwila nadziei i zaproponowali kaucję 6 000 USD. Nie sądziłem, że tak szybko uda się zebrać, po 10 minutach miałem pełny pojemnik mamony. Dzięki chłopy za solidarną ściepę! Ale chłopcy Ukraińcy się rozmyślili i już nie chcieli kaucji, został depozyt.

I tak quadowiec Kula został pilotem w Land Roverze.



Później przez jakiś czas wszystko odbywało się zgodnie z planem, dobra pogoda, widoki, jazda po górach, zjazd na dół, drugi wieczór, impreza na połoninie, śmiechy, bimber i upadek…

Rano R. znalazł swoje osobiste gadżety ale wyglądał na pokiereszowanego wewnętrznie… i tak mu zostało do końca – Robercik, jak masz na imię??? Na zdrowie!
I znowu wszystko wróciło do normy, czyli sytuacja sprzed roku powieliła się. Każdy kto odmawiał biesiady z właścicielami dużej ilości bimbru o wdzięcznych nazwach „4x4”, „2D”, „4D”, „6D”, „Tatowy” (podwójna destylacja, poczwórna…. Itd.) rano był sprawny, wesoły i dumny z siebie.

Niestety mają coś te zgrane chłopaki w sobie, że zawsze złapią jakąś ofiarę z Land Rovera. Kilku zawsze rano miało się całkiem nieciekawie. Trafiło i na mnie, kiedy rozpadawszy się na połoninie musieliśmy skitrać się pod jednym dużym namiotem. Wtem zgrana materia z quadów mnie dopadła i skutecznie pozbawiła rozumu i nóg. Od tego momentu znowu byłem czujny.

Trasy tegorocznej Carpatii okazały się całkiem zacne, nie było jakiejś niespodziewanej suszy jak rok temu więc zaplanowany syfozol był i miał się całkiem fajnie. Były w ruchu wszystkie sznurki, jakieś łopaty, kinetyczne kable i masa szekli. Wszystko wyważone – ofrajd i zabawa.



Był Def utopiony gdyż pilot Robercik jak masz na imię i kierowca Rafał jako jedyni zrobili toczkę nr chyba 6. Gratuluje odwagi J Teraz gość od obiektywów ma robotę bo popływały im trochę.
Mały Głód quada utopił bo coś tam w rzece próbował ale mu się nie udało. Po płukance silnika wypluł coś wydechem i zagadał, błoto było nawet w baku.

Większych strat w sprzęcie nie zanotowano, jakieś delikatne wgnioty, wyrwane nowe lejdhajdery, drążek kierowniczy Miśkowego Defa zawinięty wszędzie.

Dnia ostatniego quad Saymona nie zagadał więc wywleczony na sznurku za bramy parku doznał szybkiego remontu i na chwilę zakopcił. Tylko na chwilę. Później Saymon miał możliwość podróżować z prędkością zapakowanego Defendera. Na kinetycznym pasie zrobiliśmy razem najpierw 16 kaemów po całkiem wymagającym terenie, a później zbierał na kask wszystkie trzy tysiące kałuż po czarnym do Dolyny. Podobno mieliśmy całkiem dobry czas więc nagroda mu się należała. Czysty dojechał, bardzo.

Dnia przedostatniego po załamaniu się pogody na trasę komsomolską pojechały quady i 5 LR-ów. Właściciele 2D, 4D, 6D i Tatowego poszli jak kuny. Ekipa w autach dostała za swoje. Podjazd rzeką wspominali tak – „kwa kłody na mnie płyną, kwa jakie kamloty, ja pierlę, no nie dało się mimo, że kwa walczyliśmy kwa, do uja”.



A do tego w ferworze walki kolega nabawił się ksywy Fiskars, po tym jak zatopił sobie w dłoni kawałek całkiem ostrego siekierkowego fiskarsa. Kilka szwów, delikatny szok warunków panujących w szpitalu i wsio w pariadkie, pacjent będzie zdrowy, Fiskarsa dostał na pamiątkę.

Z ciekawych i sympatycznych momentów warto wspomnieć o solidarnej ściepie na naprawę Maćkowego Disco co TIR-a przytulił. W jego imieniu jeszcze raz dziękuję.

I tak 14 Land Roverów plus jeden na lawecie oraz 10 quadów plus jeden w depozycie uczestniczyło wraz z 40 jeźdźcami w bezciśnieniowej imprezie w której zwyciężyli w swoich klasach

- quady – Saymon

- LR – Rafał i Robercik jak masz na imię

oraz wyróżnienia:

- Misiek z Synkiem, Adi z ekipą z rozwalonego Disco – Maćkiem i Adamem, Dziki z Kulą od depozytów, Radek „Fiskars” z pilotem oraz Materac z Jackiem – za wolę walki na trasie Komsomolskiej

- Ania z Jarkiem za jedyną załogę człowiek + mężczyzna + piesek

- nagrody pocieszenia – dla wszystkich pozostałych za uczestnictwo, towarzystwo i dobrą zabawę

Wszystkim uczestnikom, osobom zaangażowanym w organizację i pomoc – Michałowi, Vitaliemu, Materacowi z Jackiem oraz Lechowi co debiutował i mnie dzielnie wyręczał za fajerą wielkie dziękuję.

Słowa uznania dla Waldemara i Sagana za koordynację grupy od 2D, 4D, 6D i Tatowego, zebranie ich, spakowanie, przywiezienie i odwiezienie.

Wielkie dzięki Magdzie z Valvoline za ufundowane dla uczestników nagrody, fajne, że jeszcze ktoś w nas wierzy…. bo my naprawdę się staramy…

Dziękuję 4D, że pozostawiło mi resztki sił aby doczłapać się do legowiska i godnie dożyć ranka.

P.S. Właśnie dostałem informację od Kuli, że po 9 godzinach pobytu na przejściu granicznym w Korczowej zna już tu wszystkich, odebrał quada i jest cool.

Dopiero dzisiaj bo jak wracaliśmy, mimo wizyty w Urzędzie Celnym we Lwowie, błagania i proszenia i to samo na granicy – quada nie wydano bo brakowało jakiegoś gufno wartego kwitka który Pani z ów urzędu obiecała, że dośle na granicę do 17.00. Nie dosłała więc Kula się karnął do Gdańska i za dwa dni powrócił walczyć o swoje. Teraz pewnie wraca do Gdańska… dobrej nocy

t
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    sova 2012-11-01 14:50:09

    Carpatia Loop 2012 moc. Moi zdjecia. https://picasaweb.google.com/105957464776800882200/Loop201202

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do